Gdyby film powstał z 10-15 lat wcześniej to może dało by się o nim więcej pozytywnego powiedzieć. Niestety jest to taki odgrzewany kotlet, nieziemsko wtórny w stosunku do pirackiego kina lat 30-tych i 40-tych. Wypuszczony w tym samym roku "Karmazynowy Pirat" ze swoim slapstickowym humorem i ewidentną umownością wypada nieporównywalnie lepiej. Maureen O'Hara niewątpliwie jest piękną kobietą a i zagrać coś tam potrafiła ale zupełnie nie przekonują mnie relacje między postacią graną przez nią a głównym bohaterem (no ale honor zwracając, w jakim filmie tego typu z lat 30-50 były one przekonujące?). Główny bohater też pozostawia wiele do życzenia, zdecydowanie Errol dał się zaszufladkować i w tym filmie jedynie coś tam przebłyskuje z jego dawnej chwały. Anthony Quinn jako big-ass-madafaka również wyjątkowo nijaki. Hmmm... W zasadzie to nijakie było wszystko w tym filmie. Po prawdzie to ostatnich 15 minut nie chciało mi się już oglądać i wysiedziałem je z musu.
No ale obejrzeć można, byle nie nastawiać się na "Kapitana Blooda" lat 50-tych.