Bardzo stylowy dramat kostiumowy, który może się podobać ze względu na swoją czysto plastyczną oprawę. Aktorzy również niczego sobie zagrali postacie rodem z powieści Laclosa; zarówno Close jak i Malkovich stworzyli odrażające, godne pożałowania postacie, którym trudno jest w jakikolwiek sposób kibicować. Za to ostatnie sceny są najlepsze, kiedy wszystkie karty zostają odkryte.
Niestety, nie jest to typ filmu, który cenię szczególnie. Przede wszystkim dlatego, że opowiada o kompletnie zepsutych arystokratach, których jedynym zajęciem jest knucie intryg wszelkiego rodzaju. Razi przy tym nieco teatralną manierą, więc dla fanów teatralnych sztuk moze to być prawdziwa uczta. Ja w zasadzie nie przejąłem się losem nikogo, poza uwiedzonej przez Malkovicha w filmie Pheiffer. No i przydałoby się także, gdyby reżyser potraktował postacie z większą złośliwością - nieco zbyt pobożnie nakręcony to dramat, choć na pewno niezłej marki.
Burżuazja to zdecydowanie co innego niż arystokracja, także pod względem obyczajowości.
Film to arcydzieło, ale masz rację, że ma coś z teatru, ja bym nawet rzekł - ze Szekspira.
Zgodzę się- film ma w sobie coś teatralnego, ale w moich oczach jest to jego zaleta. A bynajmniej nie jestem wielką fanką teatru.
Jedno mnie zastanowiło w Twojej wypowiedzi. Czy naprawdę wzruszyła Cię jedynie postać Pheiffer? Mnie też ona dotknęła, ale nie pominęłam w tym Malkovicha i Close, którzy stworzyli postaci tragiczne w całej swej pysze i przebiegłości.