Recenzja filmu

Spokojny człowiek (1952)
John Ford
John Wayne
Maureen O'Hara

Prawdziwa moja miłość nazywa się Irish

Kim jest John Ford, każdy szanujący się fan kina bardzo dobrze wie. Ojciec westernu, twórca "Poszukiwaczy", "Dyliżansu", trylogii kawaleryjskiej i "Gron Gniewu". Są to dobre filmy, ba, świetne,
Kim jest John Ford, każdy szanujący się fan kina bardzo dobrze wie. Ojciec westernu, twórca "Poszukiwaczy", "Dyliżansu", trylogii kawaleryjskiej i "Gron Gniewu". Są to dobre filmy, ba, świetne, ale są też tak znane, że trudno powiedzieć o nich cokolwiek nowego. Żeby obiektywniej przekonać się o talencie Forda, najlepiej więc obejrzeć któryś z jego mniej znanych filmów. Nie jest to takie trudne, ponieważ Irlandczyk filmów nakręcił co niemiara. W jego filmografii znalazłem "Spokojnego człowieka". Melodramat z Johnem Waynem to, powiedzmy sobie otwarcie, nie jest najlepsze hasło reklamowe, ale film zdobył dużo nagród i miał bardzo dobre recenzje, więc postanowiłem go obejrzeć. No i stało się... "Spokojny człowiek" okazał się filmem znakomitym, żywiołowym, świetnie zagranym, mistrzowsko wyreżyserowanym i poruszającym bardzo ważne problemy w przystępny sposób. Jest też przykładem niesamowitej wytrwałości i miłości do kina. Pierwowzorem scenariusza było opowiadanie Maurice'a Walsha opublikowane już w 1933 roku. Wtedy też przeczytał je Ford i od razu zapragnął je zekranizować. Musiał jednak czekać dziesięć lat i nakręcić wspomniane klasyki, żeby ktoś zgodził się finansować tę produkcję, a potem jeszcze dziesięć, żeby ruszyła produkcja. Efekt okazał się znakomity. Niemłody już Ford potrafił nakręcić film kipiący aż od energii i dopracowany w najdrobniejszym szczególe. Od fantastycznych zdjęć i kostiumów po genialne sceny zbiorowe. Różni się od wielu melodramatów także tym, że utrzymany jest w wyraźnie komediowej tonacji, postaci są często przerysowane, walki komiksowe, a muzyka bardzo żywiołowa. Nie zmienia to jednak faktu, że pod tą całą otoczką jest to film niesamowicie poważny. Opowiada o człowieku (John Wayne), który był bokserem i zabił na ringu przeciwnika. Prawo nie dostrzega tu przestępstwa, ale surowe katolickie sumienie mówi zupełnie co innego. Thornton rezygnuje więc ze sportu i wraca do rodzinnej posiadłości w Irlandii. Na miejscu wydaje się jednak, że spokoju raczej nie znajdzie. Irlandczycy są ludźmi bardzo kłótliwymi, a Thornton szybko popada w konflikt z miejscowym rozrabiaką (Victor McLaglen). Okazuje się jednak, że zetknięcie z ludźmi, którzy podzielają jego poglądy, działa na Thorntona znakomicie. Jest w stanie pogodzić się z tym, co zrobił i żyć normalnie. Film ma też jeszcze wątki poboczne: wątek miłosny, wątek trudnego powrotu do ojczyzny, dużo wątków komediowych, ale problem sumienia głównego bohatera jest bez wątpienia najważniejszy, w czym olbrzymia zasługa znakomitego aktorstwa Johna Wayne'a. Tak, tak, aktor przez wielu uważany za jedną z największych pomyłek ekranu był naprawdę dobrym fachowcem, a Ford bez wątpienia wiedział, jak się prowadzi aktorów. "Spokojnego człowieka" bez dwóch zdań warto obejrzeć, bo to znakomite, poruszające kino bez nadmiaru patosu.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones